'
Temat dniaRozstrzygnięcie konkursu dla NGO w zakresie kultury, sportu i turystyki Gmina DrwiniaUroczystości 70 - LECIA OSP Niedary połączona z odsłonięciem tablicy pamiątkowej Franciszka Gajosa Bezpieczeństwo publiczneUWAGA! Akcja ochronnego szczepienia lisów przeciwko wściekliźnie
Gmina DrwiniaPrzedstawiamy władze Gminy Drwinia po wyborach samorządowych

Co z tym „Ostem”?Drukuj


„Rozklekotały się bizony i zaszumiały skrzydła wiązałek,
zabłysły kosy,
a na skrawkach miedz stanęły w gotowości cienie,
tłumy zgrzebnych cieni ze wspomnieniami sierpów na ramionach…”
(Władysław Rutkowski „Żniwa”)

No właśnie, ŻNIWA. Temat jak najbardziej aktualny, jednak ja nie o plonach, trudzie, nawet nie o pachnących ziołach święconych w dzień Wniebowzięcia, ja chcę napisać o oście. To tylko pogardzany chwast, ale jeżeli jego nazwę napiszemy wielką literą i opatrzymy cudzysłowem, wyjdzie nam „Oset”, a to już będzie całkiem inna historia.

Jakiś czas temu pojawiły się na tej stronie materiały przypominające postać Władysława Rutkowskiego, padło też wezwanie do byłych członków kabaretu „Oset”, aby opowiedzieli coś na jego temat. Jak widać na samodzielną wypowiedź nikt się nie zdecydował, tym bardziej więc cieszy, że znalazła się osoba chętna do rozmowy. Siedzi oto obok mnie pani Małgorzata, obecnie mieszkanka Krakowa, która jako nastoletnia Gosia śpiewała, recytowała, tańczyła pod egidą wymienionego wyżej niestrudzonego działacza i twórcy. „Posłuchajmy” zatem tej rozmowy.

Pytanie: - Witam Cię, Gosiu. Cieszy mnie bardzo Twoja zgoda, bo niby pamięć o naszym poecie jest ciągle żywa, ale mam wrażenie, że staje się ona taka coraz bardziej podręcznikowa. Sama uświadomiłam sobie niedawno, że do zbiorków jego autorstwa nie zaglądałam od dwudziestu lat! Żałuję, bo wiersze w nich zawarte mogły stanowić wspaniałą ilustrację moich wspomnień o weselach („Na wesele”), tudzież wierzbowych płotach („Wierzba”, „Wierzbina”). Od Ciebie jednak oczekuję przede wszystkim informacji o legendarnym „Oście”. Na początek więc stereotypowe pytanie: jak to się zaczęło?
Odpowiedź: - Niestety, konkrety uleciały mi z pamięci. Po prostu po oddaniu do użytku domu kultury (na co dzień zwanego skrótowo „kulturą”) i otwarciu biblioteki, zaczęliśmy tam spędzać wolne wieczory. Mieszkający już wtedy na stałe w Grobli pan Rutkowski, nie mógł chyba obojętnie patrzeć na młode osoby marnujące bezproduktywnie czas i talenty (śmiech), więc zaproponował nam zabawę w kabaret. Chętnych może i było sporo, wytrwałych nieco mniej, ostatecznie w miarę stały zespół liczył 8 do 10 osób.



P. - Nazwa „Oset” sugeruje, że programy miały być „kłujące”, czyli wytykające wady i braki wiejskiego życia?
O. - Tak, niewątpliwie tak. Pan Władysław - szef, reżyser, był również autorem tekstów i dobierał je pod kątem spraw, jakie chciał poruszyć. Dopasowywał też do nich, jeżeli miały być śpiewane, znane melodie ludowe. Przykładem może być „O mój rozmarynie” wytykający nam, młodym, chęć ucieczki do miast, a także „Wianeczek”.
P. - Właśnie, „Wianeczek”. Dość złośliwie odnosi się w nim autor do zmian w obyczajowości. Przypomnijmy fragmenty:
„Powiem mu: - Mój miły kochaneczku, przestań ciągle mówić o wianeczku,
Teraz we wianku chodzić niemodnie, im wcześniej go stracić, tym swobodniej”.
„A jak chcesz koniecznie wianka szukać, idź po wsi, do każdych drzwi zapukaj,
Jeśli masz szczęście, napotkasz może… jakiś poświęcony wianek w komorze”
Czy wy, dziewczęta, nie czułyście się dotknięte?
O. - Nie pamiętam żadnych problemów z odbiorem podobnych aluzji. Nie brałyśmy chyba tych słów do siebie, no i miałyśmy przecież poczucie humoru! (śmiech).
P. - Mówisz w rodzaju żeńskim, ale na zdjęciach, jakie mi przyniosłaś, widzę też przystojnych przedstawicieli płci męskiej.



O. - Niestety, było ich tylko dwóch: najbardziej wytrwały i wszechstronny Adaś ze Skały oraz choreograf zespołu - Tadeusz. Efekt jego pracy jest uwieczniony na załączonej fotce. Więcej o naszych „rodzynkach” nie chcę opowiadać. Obydwaj żyją, więc mogliby sami coś dodać. Zresztą…, a niech tam: Tadeusz jest dzisiaj szanowanym działaczem samorządowym, a żonę Dorotę znalazł wśród koleżanek z zespołu. To chyba najbardziej owocny i trwały ślad kabaretu „Oset”.
P. - Tylko pogratulować. Zatrzymajmy się jeszcze przez chwilę przy fotografiach. Rozpoznaję tu Ciebie, Twoją siostrę Stasię, wiem, kim są chłopcy. Czy możesz wymienić imiona pozostałych dziewcząt? Co robią, gdzie mieszkają?
O. - Proszę bardzo. Potraktuję rzecz alfabetycznie: Bożena, Dorota, Monika, Teresa - solistka z najmocniejszym głosem, Zosia. O ile się orientuję, wszystkie mieszkają w najbliższej okolicy. A czym się zajmują? Z tym gorzej. Bez większego ryzyka, to mogę tylko powiedzieć, że domem, dziećmi, bo chyba jeszcze nie wnuczkami. Chociaż? Przecież upłynęło już prawie ćwierć wieku!.
P. - Nie da się ukryć, czas leci. Pozwolisz, że jeszcze trochę Cię pomęczę w kilku sprawach. Mówisz o śpiewach, tańcach, musieliście zatem mieć jakąś muzykę. Ktoś wam towarzyszył na żywym instrumencie?
O. - O ile pamiętam, korzystaliśmy jedynie z nagrań magnetofonowych. Dlaczego? Pewnie innych możliwości nie było.
P. – Może też pamiętasz, jaka była częstotliwość waszych występów. Chyba nie poprzestawaliście na premierach?
O. – No nie. Każdy program prezentowaliśmy kilka razy. Mieliśmy powodzenie (śmiech).
P. - Żaden szanujący się kabaret nie obejdzie się bez skeczy. Jak to było w wypadku „Ostu”?
O. - Oczywiście przedstawialiśmy i skecze, niestety, na ten temat powiem najmniej. Na pewno były one autorstwa pana Władysława, ale jaka była ich treść? Może biblioteka ma jakiś ich zapis – sama bym sobie chętnie przypomniała.
P. - No to jeszcze trochę faktografii. Ile przygotowaliście programów? Podobno tylko trzy. Dlaczego nie więcej?
O. - Prawdę mówiąc nie bardzo pamiętam, dlaczego się skończyła ta nasza przygoda z kabaretem. Kojarzę jakiś związek z ogłoszeniem stanu wojennego, ale co było później? Pewnie entuzjazm wygasł, zaczęliśmy sobie indywidualnie układać życie prywatne, a młodszym zabrakło lidera tej miary, co pan Rutkowski, który, jak wiemy, ciężko zachorował i już nigdy do pełnej sprawności nie wrócił.
P. - Znalazłam w zbiorku „Słowo po słowie” utwór „A wczora z wieczora” datowany na 28 grudnia 1989, a w nim trochę gorzkich myśli autora. Przytoczę ostatnie strofy.

„A były w kulturze dni piękne, dni duże, był chór i kabaret i jasełek parę.
Tak było, tak trwało, choć już się zmieniało, już ten albo owa znikali bez słowa.
Niedługo, w dni parę rozlazł się kabaret i chór się rozleciał, i chwast rósł miast kwiecia.
A dzisiaj, mój Boże, cóż młodym pomożesz, gdy im się nic nie chce – i to już w kolebce.
I tak pomalutku, i tak po cichutku, kultura dziś drzemie, miast poruszać ziemię.”

- Przykre słowa, zwłaszcza jeśli przyjąć, że z takim przeświadczeniem umierał. A Ty jak uważasz, czy zasadne?
O. - (po namyśle) Myślę, że zasadne. Jak obserwuję, obecnie aktywność kulturalna na wsi widoczna jest, pomijając szkoły, raczej wśród osób mocno dojrzałych, zwłaszcza gospodyń. Młodzież woli inne formy rozrywki. Ale myślę też, że brakuje kogoś, kto potrafi natchnąć, porwać do pracy. I my byśmy nic nie zrobili bez pana Władysława.
P. – Gosiu, chyba się zgodzisz aby zakończyć naszą pogawędkę zachętą do czytania poezji Władysława Rutkowskiego. Jakże pięknie przedstawia ona urodę rodzimego krajobrazu - że wymienię tylko tytuły wskazane przez Ciebie jako wykorzystywane w repertuarze „Ostu”: „Rodzinna wieś”, „Nad strumieniem”, „W Grobli”, „Droga”, „Nigdzie już chyba”. Ze swej strony zaręczam, że inne są równie urokliwe, a przede wszystkim otwierają oczy i uszy na zjawiska, których w swoim ograniczeniu nie dostrzegamy.



„Modlę się, aby moje słowa trafiały w serca, by kiełkowały na ludzkich ugorach,
By oczy i usta w ciepło je zmieniały, jak słoneczne blaski zmienia w ciepło ziemia” („Moje wiersze”)

Oby tak było, Panie Władysławie!
Maria Teresa

P.S. Serdecznie dziękuję mojej rozmówczyni, pani Małgorzacie Stabach, która, aczkolwiek od dawna w Grobli nie mieszka, żyje zarówno jej przeszłością jak i teraźniejszością. W Jej też imieniu zachęcam do uzupełniania powyższych wspomnień – wszak wiadomo, że ile świadków, tyle wersji.

Komentarze

#1 | janosik dnia 17 sierpnia 2014 22:26
Zdarzyło mi się zetknąć z"Ostem"Trochę później niż Gosi (serdecznie pozdrawiam).
Pamiętam jeden z występów w zamku w Niepołomicach.Teksty do dziś znam niemal na pamięć.Pamiętajmy że panowała wówczas wszechobecna CENZURA.Młodzież dziś może nie bardzo wie co to było.Posiadam kopię tekstów z powykreślanymi przez cenzora fragmentami.W bibliotece w Grobli również można skorzystać z tych materiałów.Był kiedyś pomysł reaktywacji ale bardzo trudno kogoś zachęcić.
Pozdrawiam gorąco.
#2 | Maria Teresa dnia 20 sierpnia 2014 16:04
Autopoprawka! Od 1980 roku minęło już nie ćwierćwiecze, ale ponad trzydzieści lat, zatem wnuki nie byłyby żadną niespodzianką. Oczywiście Artystki są nadal piękne i młode!

Dodaj komentarz

Nick:




Reklama

Pogoda

pogoda

Ankieta

Brak przeprowadzanych ankiet.