WIWAT DZISIAJ…
- grudnia 23 2014
- KULTURA I OŚWIATA
- 3445 czytań
- 4 komentarze
Już się Ono spełniło, co pod figurą było
Wesoło na ziemi, gdy Boga widzimy,
Krzyknij świecie z wielkiej radości!”
Ludzie, ludzie, jak ten czas leci! Znowu mamy okres świąteczny, znowu krzątanina, gorączka zakupów, sprzątanie, pranie, odświeżanie, dekorowanie. No i kolędowe melodie już od miesiąca dobiegające z różnych źródeł i wywołujące w nas, zwłaszcza tych starych, starszych i najstarszych, określone wspomnienia i skojarzenia. Barwy, obrazy, głosy, postacie z przeszłości przesuwają się tworząc tło wydarzeń opisywanych przez Bożonarodzeniowe pieśni.
Śpiewaliśmy na przykład „za moich czasów” zacytowany wcześniej tekst, pamiętam więc doskonale melodię dostojną na wstępie i w zakończeniu, bardziej skoczną, „mazurkowatą” w środkowej części. Ale też zawsze, gdy ją słyszę lub nucę, jawi mi się przed oczami pewien obraz. Jest późne niedzielne popołudnie, wracamy (kilkuletnie dzieci) od dziadka „spod Wału”. Niebo pogodne, wyiskrzone, śnieg skrzypi pod drewnianymi podeszwami naszych „cholewioków”, zapowiada się ostry mróz. Słońce już prawie zaszło za lasem nad Ispiną, ale resztki jego promieni ślizgają się po krystalicznej bieli, nadając jej złotawy blask. I oto w przedwieczorną, skostniałą ciszę delikatnie wkrada się dobiegający gdzieś od Hebdowa głos waltorni czy podobnego instrumentu, na którym jakiś anonimowy muzyk gra właśnie to „Wiwat dzisiaj”. Wytłumiona odległością kolęda wspaniale uzupełnia sytuację, a cały biało-złoty obraz zapisuje się na zawsze w mojej wyobraźni.
oto się z Maryi dziś Jezus rodzi
Łaski przynosi, kto o nie prosi,
odpuszcza grzechy, daje pociechy,
O Panie nasz święty, cud niepojęty”
Ta kolęda ma dla mnie kolor ciemnoszary, nieco tylko rozjaśniony nikłym światłem lampy naftowej. Lubiła ją (kolędę, oczywiście) nucić cichutko, żeby nas nie zbudzić, mama, kiedy przed świtem krzątała się koło gospodarskich obrządków. Miło było dosypiać w odczuciu podwójnej opieki: tej ziemskiej, emanującej z bliskości rodziców i niebieskiej, płynącej ze słów kolędy.
Przynieśli nam wesołą nowinę, Panna czysta zrodziła dziecinę.
A zrodziwszy w pieluszki powiła, a powiwszy siankiem Go okryła.
Ach, nynajże, słodkie dziecię moje, bo Cię kocham, tak jak życie swoje…”
A to, to już czyste, matowe srebro z błękitnymi cieniami wieczoru. Jest zmierzch 6. stycznia, wczesne lata pięćdziesiąte. Trzech Króli, ostatni dzień zimowych ferii w zamierzchłych czasach, kiedy jeszcze to święto nie było zniesione, kończyło natomiast, jedyną w zimie, dwutygodniową przerwę w pracy szkół. Wracam z domu do górskiego przysiółka, dokąd rzucił mnie na pierwszą posadę nakaz pracy. Spieszę, by przed nocą pokonać te pięć kilometrów od stacji kolejowej, najpierw bitym traktem, potem polną drogą, przez prowizoryczną kładkę nad strumykiem i dalej w górę ku coraz wyraźniej rysującym się domom. Ale zanim tam dotrę, wysłucham tej o aniołach i jeszcze innych kolęd przeplatanych ludowymi, dowcipnymi przyśpiewkami.
To oczywiście kolędnicy, którzy pracowicie odwiedzają wszystkich sąsiadów, a gdy zastaną gdzieś młode dziewczyny, porywają je do tańca. Bardzo temperamentni ci młodzi spod Trawnej Góry. Drewniany kościółek aż drży, gdy w tempie ognistego krakowiaka zaśpiewają:
„Jezu, śliczny kwiecie, zjawiony na świecie,
A czemuż się w zimnie rodzisz, ciężki mróz na Cię przychodzi, nie na ciepłym lecie?”
Ta skoczna melodia przestawia mój wewnętrzny projektor na inny obraz.
Kościół szkolny w Bochni, wówczas jeszcze nie całkiem wykończony, z bardzo siermiężnym wystrojem wewnętrznym. Ale kiedy na niedzielnej „dziesiątce” zgromadzi się młodzież szkół średnich, a równie młody organista zagrzmi:
„Mędrcy świata, monarchowie, gdzie spiesznie dążycie?
Powiedzcież nam Trzej Królowie – chcecie widzieć Dziecię?
Ono w żłobie nie ma tronu i berła nie dzierży…” - wszystko nabiera tempa i barw. Purpurowe szaty, złote korony, migocące klejnoty mienią się, błyszczą jak w realu, a dziarska melodia każe wraz z monarszym orszakiem podążać ku Betlejem. No więc podążamy, śpiewając co sił w piersi także inne kolędy.
Pewnie mogłabym jeszcze wiele z nich zilustrować swoimi wspomnieniami, ale pozostawiam pole do popisu Szanownym Czytelnikom. Poszperajmy w pamięci, przypomnijmy sobie okoliczności, w jakich wypadło nam śpiewać „Do szopy, hej, pasterze”, „Tryumfy Króla niebieskiego”, „Z narodzenia Pana” i wiele , wiele innych. Spodziewam się, że większość tych wspomnień będzie pogodna jak same utwory, które przecież upamiętniają wydarzenie napełniające cały świat radością i nadzieją.
Zatem „tego dnia wesołego, Narodzenia Bożego, weselmy się, radujmy się, Bogu cześć dajmy!”
Z najlepszymi życzeniami Maria Teresa
(foto_archiwum_grobla_net)
dla wszystkich mieszkancow Grobl i Gminyi a osobliwie dla MARII-TERESA
za tak wyczerpujace i piekne opisywanie naszej historii.