'
Temat dniaPremier Tusk podpisał rozporządzenie - Grabiec, Kołodziejczak i Siekierski prezentują stawki dopłat do zbóż Bezpieczeństwo publiczneDroga w Słomce od jutra zamknięta ! Powiat BocheńskiZostań Superortografem Powiatu!
Województwo MałopolskieUwaga Cykliści! Gravel Karp Adventure w Osieku

Chodząc po GrobliDrukuj


Szanowni Czytelnicy! Zainspirowany materiałem Marii Teresy, pokusiłem się o przypomnienie postaci Władysława Rutkowskiego. Trafiłem kiedyś na materiały archiwalne pochodzące z roku 1987, w których wydrukowany został wywiad z Władysławem Rutkowskim. Materiał autorstwa Marii Brzezińskiej ukazał się drukiem w Kwartalniku Stowarzyszenia Twórców Ludowych, wydawanego w Lublinie przy ulicy Grodzkiej 14. Być może materiał znany jest dużej części czytelników, niemniej jednak uważam, że odświeżyć w pamięci postać twórcy ludowego należy.

Ps. Niestety materiały archiwalne pokryte już patyną czasu, myślę jednak, że dodadzą tylko uroku słowom. (Sowa)


Chodząc po Grobli
(przedruk wywiadu z Władysławem Rutkowskim)


„Zbyt wielkim twórcą, co prawda, nie jestem, ufam
jednak, że gdy znajdę się w odpowiednim towarzystwie,
jeszcze coś z siebie wykrzesać potrafię". Tak charakteryzował
siebie Władysław Rutkowski, poeta i działacz
ludowy z podkrakowskiej Grobli w podaniu skierowanym
do Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Było to
w roku 1980-tym.

Wlatach 1983 i 84 Władysław Rutkowski „wykrzesał"
z siebie wiersze, które przyniosły mu pierwszą
nagrodę w konkursie literackim im. Jana Pocka.
Dwukrotonie też wyróżniano jego prozę.
Jury konkursu w tych latach miało przyjemność odkrywania
„światła, co pod korcem stało", bowiem autor
świetnej liryki uważał siebie przede wszystkim za satyryka,
gdyż tylko ten rodzaj twórczości, przed sukcesem
w konkursie, dostępował łaski publikacji.
Konkurs Pocka umożliwił nie tylko poznanie wierszy
lirycznych o chłopskim rodowodzie, ale także poznanie
ich autora — pełnego energii, elokwencji, żywotności
działacza, który nawet w potocznej rozmowie posługiwał
się plastycznym obrazowaniem. Był młody, przekroczył
dopiero 65 lat. Jego głębokie „r" brzmiało radością, a gwara, którą napisał nagrodzony wiersz miała swoistą melodię...

Jo w i y m
ze to niemondre, ze to synsu ni mo
stoć na granicy
i dumać nad zoranym polym,
beze mnie przecie
skiby ozmarzno, ozsypio sie zimom,
beze mnie sie skowronek z wiesnom
ozświrgoli.
(„Do syna")


Szczęśliwie zachowała się również nasza ówczesna rozmowa.

— Czy ten wiersz, taki przejmujący, oddaje prawdziwe pana przeżycie?

— Dzieci są w mieście, żyjemy z nimi w zgodzie, ale o wsi nie ma im co mówić. A ja sobie powiedziałem, że jak wszyscy mądrzejsi ze wsi wyjadą, to kto na wsi zostanie? I zostałem na wsi, zająłem się pracami społecznymi, polityką w ruchu ludowym i trwam do dzisiej.

— Jak pan, panie Władysławie, rozumie rolę poezji ludowej w tej chwili?

— Ta poezja ludową, k t ó r a powstaje na wsi i z myślą o wsi jest przede wszystkim zrozumiała dla chłopów. To jest najważniejsze. Ona potrafi obudzić wzruszenie. Bo przecież chłop nie ma czasu na czytanie całych tomów, tak, żeby usiąść i czytać, ale wystarczy jeden wiersz, który trafi mu do serca, to potrafi się wzruszyć. Ponad chlebem jest ta właśnie poezja, (ta sztuka ludowa, która pomimo złowieszczych przepowiedni trwa i trwać będzie, dokąd będzie ziemia i praca na ziemi.

— Druga funkcja sztuki ludowej, której przykładem, dowodem jest, między innymi, pana nagrodzony wiersz — to obrazowanie głębokich przemian wsi. Choćby odejście dzieci do miasta. Pan to przyjmuje naturalnie, z dziećmi żyje w zgodzie, tylko nie rozumie, że one nie rozumieją...

— Ja już nawet rozumiem, że one nie rozumieją. Przemiany są i będą dalej. Przecież mój ojciec chodził za pługiem, a mąż mojej bratanicy, (bo ona gospodarzy, orze traktorem. I z tym się trzeba pogodzić, bo to jest postęp. Ja nie mogę narzekać, że traktor jeździ po polach, a nie ojciec mój orze pługiem i bosymi nogami stąpa po roli. Ja do szkoły chodziłem boso, do kościoła boso, a dzisiaj dziecko do chrztu niosą w butach. To są przemiany, z którymi trzeba się pogodzić, trzeba je pochwalić nawet, bo są oznaką dobrobytu.

— Tak, ale są również przemiany, których nie chcemy. Choćby cywilizacja niszcząca przyrodę...

— Jesteśmy zatruci po prostu. Mieszkam na skraju Puszczy Niepołomskiej. W okresie międzywojennym z Puszczy Niepołomskiej pierwsze borówki (jagody) leciały samolotami do Anglii. Obecnie ani jednej borówki nie ma już w Puszczy Niepołomskiej. Wytruła Nowa Huta.
A podobno, Nowa Huta się broni, że to wytruły tarnowskie „Azoty"...

— Poeci ludowi bardzo często sięgają po tematy zasadnicze, jak ojczyzna, poczucie godności...

— Oczywiście, chłop przestał być już niewolnikiem, jakim był. Nie odmawia pańszczyzny, stał się gospodarzem. I po gospodarsku zaczyna myśleć.
Chodzę znowu
po Grobli
starą, dobrze mi zwaną, drogą,
wymierzoną dokładnie
krokami ojca
i moim dreptaniem
taż obok.
(„Droga")

W dwa lata od tego wywiadu poetę ogarnęła ciemność. Wylew. Ze szpitala wrócił najpierw do mieszkania syna w Krakowie, na lato do swojej izby w Grobli. Propozycję rozmowy z dziennikarzem przyjął, jak zwykle, życzliwie, przepraszając tylko za zniekształconą nieco artykulację, za pauzy potrzebne do znalezienia właściwych słów i za to, że choć był dobrym księgowym — wszystkie rachunki i daty wytarły się z pamięci.
— Co mnie uratowało? Pogodzenie się, że z taką siłą nie ma co walczyć. Ja walczyłem, z ludźmi jakiekolwiek było zło — nie wytrzymałem. Choćby mnie to kosztowało wyrzucenie z pracy. Ale poddałem się zupełnie losowi po moim wylewie. Jak się tylko przebudziłem z nieprzytomności, już byłem pełen humoru. Dowiedziałem się, że już nie będę dobrze mówił, że nie umiem rachować, ale swoich kolegów, tam na szpitalnej sali, pocieszałam — nie przejmujcie się, grunt, że żyjecie. Ja też cieszę się, że żyję. A że nie mówię jeszcze? Podobno się nauczę. Głowa do góry! 1 tak dodawałem ducha chorym dokoła, a przede wszystkim sobie. Ja nie wiedziałem jaki jest mój stan. Stan, poznałem wtedy, kiedy lekarka zapytała nagle — a pan pamięta jaki kwiatek ma pan przy łóżku? Były goździki, ale ja cały dzień myślałem, jak się nazywa ten kwiatek. Wtedy się zorientowałam, że ja nie wiem. I było mi wstyd. Od południa do wieczora nie przypomniałem sobie. Uprosiłem po cichutku kolegów z sali — powiedzcież, bo mi wstyd będzie. Stary chłop, żeby nie wiedział jak się kwiatek nazywa. Po kryjomu mi powiedzieli, do rana zapomniałem. Męczyłem się — coś z drutem, gwoździem ... Przypomniałem sobie. No to mi ulżyło. Posłyszałem przypadkiem, jak lekarka mówiła: „Tak, to się może 3—5 l a t uczyć. To nie tak łatwo idzie". I wtedy się nie załamałem, nie. Pięć lat, to pięć, tak mi się zdawało, że chyba wiecznie będę żył. A tymczasem — dni policzone. Ponieważ czasu mało, to tak obliczam, że dwie trzecie jeszcze mnie czeka, że przepracowałem jedną trzecią tej pokuty...

To jeden moment, to w jedno drgnienie
Świat się załamał, sens poszedł w drzazgi.
I nie zostało nawet westchnienie,
Tylko strzęp ludzkiej bezmyślnej miazgi.
I była masa ruchliwa, żywa,
Tylko języka nikt do niej nie miał.
I nikt nie wiedział, gdzie się ukrywa
Klucz do tajemnic jądra istnienia.
Może to (trwało wszystko inaczej?
Może widziałem wewnętrznie lepiej?
Może zdołałem sens nowych znaczeń
Pojąć i złączyć w jednym przeszczepie?
Nie wiem. Nic nie wiem. Przez wiele godzin
Nic nie wiedziałem — k to minie przyzywa,
Kto m i raz jeszcze każe się rodzić
I nową partię z losem rozgrywać?
Rozwarłem wreszcie na moment oczy,
Lecz n i k t nie wiedział co będzie dalej,
Czy bój o życie tylko się toczy,
Ozy też świadomość już s ię rozpali?
Lecz nie jest łatwo wracać do życia,
I nie jest łatwo wracać do ludzi.
Trudno wydostać światło z ukrycia,
Trudniej iskierkę do życia wzbudzić.
(„Po wylewie")

— Ten wiersz pisałem ponad miesiąc No strasznie mi szło ciężko. Musiałem przekreślać każdą źle napisaną linijkę, ale napisane słowo... Bo m i brakowało tego słowa, ja musiałem łowić to słowo... Czasami się zdarzało, że na drugi czy na trzeci dzień znalazłem potrzebny mi wyraz. No przecież muszę napisać uczciwie to, co rozumiałem, co myślałem, jak to czułem. I tak szukałem przez cały miesiąc aż znalazłem. — Kupiłem sobie jedną jedyną realność — 10 arów gruntu, wyschnięty staw. Takie trzęsawisko, które wyrównałam, Jak po powrocie ze szpitala chciałem podlać kwiatki, to mogłam tylko w czajniczku przynieść wody, więcej nie uniosłem. Ale za to od świtu do nocy stałe na powietrzu siedziałem. Nie rozmawiałam z nikim prawie, tylko jak ktoś przechodził. To tak uważałem, żeby powiedzieć jakoś sensownie, czasami się niesensownie mówiło. Uciekałem, po prostu wstydziłem się ludzi, bo przecież znali mnie, dość dobrze potrafiłem mówić, a tu nie było co... Ale nie wolno ustąpić. Ja t o ciągle mówiłem i mówię i sobie powtarzani — nie wolno. Odstałem zupełnie od dzisiejszej poezji przez te 20 lat milczenia. Wisława Szymborska z „Życia Literackiego" i Tadeusz Nowak z „Tygodnika Kulturalnego" odpisali mi odręcznie (mam przynajmniej ich autografy!), że moje wiersze owszem, owszem..., ale jakieś staroświeckie, wtórne i brak w nich wielkiej metafory. Musi to być p r a w d a i dlatego szczerze o t ym piszę, chociaż nie musiałbym, ale ja inaczej na razie pisać nie potrafię, a po prawdzie nie chcę. Chciałbym przede wszystkim, ażeby moje wiersze służyły ludziom prostym, ludziom ze wsi, którzy nie mogą pojąć najnowszej poezji. Żaby jednak mogły służyć, musiałyby być drukowane, musiałyby się ludziom przedstawić. Co pięć lat palę wszystkie swoje nie drukowane wiersze, chyba, że któryś się gdzieś tam zawieruszy, to ocaleje. Od dwóch lat zamieszcza moje satyryczne wiersze „Chłopska Droga" (dotychczas 33), ale lirykę trzeba będzie za rok spalić. Jestem, według mojego rozeznania, poetą ludowym, bo piszę ze wsi, o wsi i dla wsi, nie marzę o wielkich poetyckich sukcesach, chociaż w młodości te marzenia nie były mi obce, ale do Stowarzyszenia Twórców Ludowych nie pcham się. Po prostu nie bardzo jest z czym. Przyznam się, że zdeterminowała mnie dyskusja w „Wieściach" na temat: „Twórca ludowy — kto to dzisiaj jest", w czasie której redaktorzy starali się udowodnić, że obecnie nie ma już twórców ludowych, a zwłaszcza poetów. Nie zgadzam się z nimi, zdenerwowałam się, napisałem do redakcji polemiczny felieton, przemyślałem nieco i . . . zgłaszam akces do STL. Nie zgłaszam się ze względu na rentę, bo taką już mam. Niewysoką wprawdzie, ale zaszczytną, bo „z tytułu specjalnych zasług dla PRL". Pragnę jedynie pisać i już nigdy nie palić swoich wierszy. Chyba, że naprawdę będą złe.

Władysław Rutkowski
32-705 Grobla
woj. krakowskie.

Do Władysława Rutkowskiego, już członka STL wysłano ankietę a w niej pytania: — Czego Kolega oczekuje od miejscowych władz administracyjnych? — Dla siebie nic. Społecznie — prawdziwego zainteresowania sprawą upowszechniania i współtworzenia kultury na wsi — padła odpowiedź. I drugie pytanie: „Czego Kolega oczekuje od Stowarzyszenia Twórców Ludowych? — Wydawania co najmniej miesięcznika, w którym by pisarze ludowi mogli (drukować swoje utwory.

(MARIA BRZEZIŃSKA)




WŁADYSŁAW RUTKOWSKI
Do syna
ze to niemondre, ze to synsu n i mo
stoć na granicy
i dumać nad zoranym polym.
beze mnie przecie
skiby ozmarzno, ozsypio sie zimom,
beze mnie sie skowronek z wiesnom
ozświyrgoli.
Jo wiym,
ze to niemondre a nawet niezdrowe
stoć na granicy
i widzieć dno jedyn zagon,
jagby t y n drugi przy n i ym był
cołkiym nic nie wort,
jagby nie rodziuł chleba s t ym mojym
jednako.
Jo wiym,
ze ty po cichu śmioł sie bedzies ze mnie
ale powiym ci,
ze zogon t y n lo mnie jes świyty,
bo po ostatnie dni
nie dom rady zapomnieć,
ze po niym chodziuł w boso mój ociec
przed świtym.
Jo wiym, cego t y nie wiys — boś i nie chcioł wiedz
ze kozdo skiba,
kozdo bryła na nasym zogonie
cołkiym przesiokła od potu
rodu, co sie biydziuł,
ale na chlyb cudzy nigdy nie patrzuł
łakomie.
Jo wiym,
ze na swoji granicy jag na okopie
stoje ostatni,
dzisiok nich po świyzy roli
na ślod ojcowych stóp swoji stopy
nie stawio,
A lo ciebie tyz
pole jes już ino polym.

Komentarze

#1 | M.T. dnia 20 maja 2014 18:14
Jak już poruszyliśmy temat działalności W. Rutkowskiego, to może ktoś z byłych aktorów kabaretu prowadzonego przez tego twórcę i działacza podzieliłby się wspomnieniami. Starzy, którzy wtedy nie mieli okazji tych występów oglądać, i młodzi, których wtedy jeszcze na świecie nie było, pewnie by się zainteresowali tym fragmentem życia wsi. a postać pana Władysława nie byłaby tylko hasłem w dziale "Sławni i Wielcy". Zatem Pięćdziesięciolatkowie, ruszcie głową i klawiszami, dzieci i wnuki chętnie Wam pomogą przy komputerze!
#2 | zdzislaw dnia 28 maja 2014 01:26
Moze Ktos pamieta nazwisko Antoni WYDRA-malarz,moze warto przypomniec Jego Osobe i malarstwo jesli jeszcze sa jekiekolwiek slady.
#3 | M.T. dnia 29 maja 2014 17:24
Pamiętam doskonale Antoniego Wydrę. Nie mam żadnych materialnych pamiątek po nim, ale wiem,że był bardzo inteligentnym, obytym w świecie i zaradnym człowiekiem. Jednocześnie prowadził oryginalny tryb życia, nie przez wszystkich rozumiany właściwie. Na pewno zasługuje na szersze wspomnienie.
#4 | Maria Dorota dnia 30 maja 2014 19:55
Barwna postać Antoniego Wydry, przez równolatków Antosiem zwanym wpisała się w krajobraz Grobli , chociaż młodsze pokolenia niewiele o nim wiedzą. Warto by zatem przypomnieć, przybliżyć tę postać.
Antoś był artystą malarzem, samoukiem. Pamiętam w moim rodzinnym domu kilka jego "obrazków", które podarował mojej mamie. Dzisiaj pokusiłabym się nazwać pana Antoniego grobelskim Nikiforem w sensie wrażliwości artystycznej i - jak pisze M.T., oryginalnym sposobem życia.
Tematem jego twórczości malarskiej były głównie pejzaże, krajobrazy wsi, bociany w gniazdach.
Warto wspomnieć jeszcze, że dodatkową pasją pana Antoniego było zbieractwo ziół z pól, łąk i lasu grobelskiego. Prawdopodobnie zioła stanowiły bazę do sporządzania różnorodnych nalewek leczniczych, a także stosowane w postaci suszu. Będąc dzieckiem zdarzyło mi się jeden raz być w domu pana Antoniego. Zapamiętałam "snopeczki," zawieszone
na stragażu, różnorodnych ziół, których zapach był oszałamiający, oraz rząd buteleczek wypełnionych kolorowym - zielono-żółtym płynem.
Pan Antoni był też malarzem pokojowym. W czasach, kiedy na ścianach królował "Picasso", każda gospodyni postawiła sobie za punkt honoru żeby ściany w jej domu były należycie wykreskowane, toteż Antoś cieszył się wielką popularnością. Ale - malarz wybredny był , nie wszyscy mogli Antosiowe kreski na ścianie mieć. Trudno powiedzieć jakimi kryteriami w doborze klientów kierował się artysta - wszak był wielkim chodzącym oryginałem.
c.d.n.
pozdrawiam Maria Dorota
#5 | emo dnia 01 czerwca 2014 19:07
W społeczności nadwiślańskiej Antoni Wydro był rozpoznawany jako Antoś. Osobistość nie przeciętna w środowisku grobelskim. Wyróżniał się swoim oryginalnym sposobem bycia i życia. Jego wielorakie zainteresowania oraz wiedza do której dochodził przez samokształcenie oraz talent uszeregowały go wśród twórców i artystów ludowych. Człowiek bezkonfliktowy. Jego kultura osobista, przyjacielski sposób zachowań, pozyskiwały mu przyjaciół i szerokie grono znajomych. Na niwie malarskiej tworzył obrazy tematycznie związane z naturą, makatki jak również zajmował się malarstwem ściennym Spod jego szablonów pokoje zyskiwały nie tylko różnorakie wzory i figury geometryczne, ale również elementy z przyrody. W swojej twórczości pasjonował się krajobrazem tatrzańskim. Współpracował przy pierwszym malowaniu naszego parafialnego kościoła. Cieszył się każdą porą roku, w których realizował swoje zainteresowania. Między innymi trudnił się zbieractwem ziół, które wykorzystywał we właściwym celu.
Natomiast zimową porą oczekiwał i był zadowolony gdy odwiedzali go "żacy" przebywający na feriach. Wtedy przy partyjce szachów prowadził z nami długie dyskusje na tematy nas interesujące, aż nafta w lampie się wypaliła. Był zawsze zorientowany w aktualnych "niusach", mając swój określony pogląd na te sprawy.
Te kilka wspomnień o Antosiu, zresztą zbieżnych z poprzednimi komentarzami, mam nadzieję, że będą zaczynem na na głębszą refleksje i dokumentowanie.
#6 | M.T. dnia 02 czerwca 2014 19:01
Jak widać podsunięty przez Zdzisława temat chwycił, pozwolę sobie zatem dodać coś jeszcze. Wspominany Antoni aktywny był tylko latem. Miał jakieś kłopoty ze zdrowiem, więc na jesienno-zimowe miesiące zamykał się w swoim domku i czekał na odwiedziny znajomych. Kiedy w jakiś słoneczny kwietniowy dzień na drodze ukazywała się jego sylwetka okutana w swetry i watowaną kufajkę, wiadomo było, że już chłody nie wrócą. Miał jakieś szersze kontakty poza Groblą i w najcięższych pod względem zaopatrzeniowym latach stalinowskich potrafił zdobyć deficytowe towary, głównie tekstylne, które chętnie kupowali od niego miejscowi. Miał rodzinę na francuskiej wsi i któregoś lata udało mu się tam wyjechać.Wrócił zniesmaczony, bo się okazało, że francuscy rolnicy są w sezonie jeszcze bardziej zapracowani aniżeli polscy i na przykład w ogóle nie świętują niedziel. Myślę, że podobne ciekawostki jeszcze się tu pojawią i postać Antoniego Wydry ożyje w świadomości groblan.

Dodaj komentarz

Nick:




Reklama

Pogoda

pogoda

Ankieta

Brak przeprowadzanych ankiet.